Ciąża bliźniacza i badanie USG
Na pierwsze badanie USG wybraliśmy się z Sebastianem w 12 tygodniu ciąży, 27 czerwca 2001 roku. Byłam zupełnie spokojna, z niecierpliwością czekałam na to, żeby obejrzeć naszego dzidziusia. Oczywiście leżałam tak, że zupełnie nic nie widziałam, a Sebastian nieśmiało się uśmiechał do - jak mu to wmawiała lekarka - machającego do niego dziecka...
Badanie miało się ku końcowi, gdy nagle...
"Oooo, widzi Pan to, co ja?" - zapytała lekarka mojego męża. Zadrżałam. Czyżby coś nie tak z naszym maleństwem??? Cztery nóżki, cztery rączki?
"Tu jest drugie dziecko! Widzi Pan?" - dodała radośnie moja pani doktor.
Dobrze, że leżałam... Zrobiło mi się słabo, koszmarnie niedobrze... Jak to drugie dziecko??? Jakie drugie dziecko??? Przecież już wybraliśmy wózek dla naszego maluszka!!!! "Zabiję Cię" - powiedziałam twórczo do męża. A on jakoś dziwnie zbladł i zaczął nerwowo chichotać...
Po wyjściu od lekarza powtarzałam maniacko "Jedno oddamy, jedno oddamy". Przez trzy dni dochodziliśmy do siebie. Moja mama zareagowała najpierw oburzeniem "Ależ córciu!", a potem rodzina zgodnie stwierdziła, że "ty to nigdy nie możesz zrobić nic tak, jak inni, zawsze musisz być lepsza" i "i dobrze, będziesz miała z głowy za jednym zamachem"...
My zaś zaczęliśmy intensywnie szukać informacji, w internecie, w książkach... Nie było to jednak takie proste!
Zakupiłam wiele niemieckich książek, które mają się nijak do naszej polskiej rzeczywistości, przede wszystkim dlatego, że są przestarzałe - np. nikt nie wspomina w nich nawet o możliwości karmienia piersią, co dla mnie było zupełnie oczywistym (i finansowo korzystnym) rozwiązaniem. Z kompletnym mętlikiem w głowie przygotowywałam się do roli podwójnej mamy. Bałam się o donoszenie ciąży. Bałam się, że w pierwszych miesiącach życia naszych dzieci sytuacja nas przerośnie. A co, jeśli jedno z nich będzie chore? Nie zrozumie tych obaw ten, kto sam tego nie przeżył. Byłam przekonana, że w żaden sposób nie będziemy pamiętać, które kiedy jadło i było przewijane, wymyśliłam więc (czy też znalazłam w jakiejś książce...), że trzeba powiesić na ścianie tablicę i notować to wszystko. Wiele tygodni męczyłam Sebastiana o tę tablicę... potem o niej zapomnieliśmy, a po urodzeniu dzieci - przestała być potrzebna...
Pocieszaliśmy się tylko, że z czasem będzie nam łatwiej. Że starsze dzieci pogrążą się w zabawie i zawsze będą mieć obok siebie kogoś, z kim będą szczególnie zaprzyjaźnione, kto będzie dla nich oparciem.
Kilka tygodni później oglądaliśmy film o sześcioraczkach. "A jednak może być gorzej!" - powiedziałam sobie. I już wiedziałam, że damy radę, w końcu jest nas dwoje, każde z nas ma dwie ręce, natura wyposażyła kobietę w dwie piersi - będzie dobrze, podołamy!
Na pewno i wy pamiętacie ten dzień, gdy na badaniu USG dowiedzieliście się, że będziecie mieć nie jedno, a dwoje dzieci. Co czuliście? Tak jak my - szok, niedowierzanie, strach, a może wręcz przeciwnie, wielką radość? Podzielcie się z nami swoimi przemyśleniami!
Możesz też podyskutować na ten temat na naszym forum dyskusyjnym i poczytać, jak zaprzyjaźnione mamy opisują ten szczególny moment.